W Katowicach znowu pada deszcz, jest smutno, szaro i tylko koty powoduja, że ten dzień jest kolorowy, radosny i magiczny... Dla kotów deszcz nie ma znaczenia, są głodne czy świeci słoneczko, czy jest mgła, grad czy ulewa... Dlatego deszcz nam nie straszny i ochoczo wyruszamy na codzienne karmienie. Podopieczni juz z daleka słysza nasz samochód i biegna czym prędzej by nas powitać - ten widok zawsze nas rozczula. Koty widząc nas turlaja sie po trawie, biegają, ocieraja sie o nas w oczekiwaniu na pyszne jedzonko, no a później słychac juz tylko mlaskanie, oblizywanie, mycie łapek i wylegiwanie się na czyms mięciutkim :) Po powrocie z opuszczonej posesji poszłysmy do Filutka, który jest niesamowicie miziastym kotem, a przy tym chodzi przy nodze jakby na niewidzialnej smyczy, choć czasem popisuje się wskakując znienacka na drzewo, jakby mówił: patrzcie co potrafię! Dzisiaj odwiedziłam także koty domowe Beaty - Doktora Rudolfa i majestatycznego Elvisa. Spotkanie było przeurocze i juz nie mogę doczekać się nastepnego :) Miłego weekendu...
Podziwiam Cię za to co robisz! :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Śmieszne te kociambry :D... :)
OdpowiedzUsuńto wspaniałe co robisz, twoje serce jest ogromne;)
OdpowiedzUsuń