wtorek, 21 lipca 2015

Nie ma jak w domu


Po długiej podróży dobrze jest wrócić do domu, do kotów, żółwi i papugi. I poczuć miękkie futerko Zuzi pod koniuszkami palców i prychającego Juniora i spojrzeć na obrażony pyszczek Pyzy i powiedzieć milionowy raz "O matko kochana" na widok demolki pokoju przez Grupę Plądrowniczą czyli Koralię, Kariokę, Guliwera i Kenię. Dobrze jest mieć rozbebeszony bagaż i odgryziony nosek lipowego bociana i potłuczony spodek i porozrzucane zioła. I ten cudowny brak miejsca w łóżku i poduszkę całą z futra i myszki w bucie i pacanie łapką o czwartej rano i chuchanie tuńczykiem... Dobrze jest mieć taki pełny dom, pełen zwierząt, pająków w kątach pokoju, pełen słońca i miłości :) 




Parę miesięcy temu na opuszczonej posesji, w punkcie karmienia pojawił się nowy okazały kocur. Był tak płochliwy, że słysząc moje kroki panicznie uciekał przed siebie, niemal roztrzaskując się o płot. Wczoraj pierwszy raz podszedł na brzeg dachu szopy i dostrzegłam, że jest chory... Jakie to niesamowite, on dziki nieokiełznany, wolny a jednak pokonał strach, dumę, zaufał mi i przyszedł szukać dla siebie ratunku. Byłam wzruszona tym bliskim spotkaniem i tym że istota tak dalece niezależna szukając pomocy oddała swoje życie w moje ręce. Trzymajcie kciuki za kocurka, mam nadzieję, że antybiotyk powstrzyma infekcję. Nadałam mu indiańskie imię: Ashank ( wiara )...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz