W otoczeniu kotów czuję się spokojna i zrelaksowana. Często
kładę się na podłodze z aparatem fotograficznym i obserwuję wesołe dokazywanie
kociaków, ich sprężyste ruchy i to jak szybko rosną, zwłaszcza Guliwer. Piękny
z niego wyrósł kocur, często podchodzi do mnie dostojnie, nonszalancko, patrząc
z góry niczym Napoleon Bonaparte, jakby chciał powiedzieć życie jest niczym
szachy – możesz być królem albo pionkiem, ja jestem królem! Po czym, nie mając
już za grosz godności i dodam nic z wielkości wodza, niczym małe kocięctwo
rzuca się na zawieszkę od aparatu, gryząc ją niemiłosiernie, szarpiąc na
wszystkie strony, wabiąc tym Kariokę i inne futrzaste stwory, w końcu zakrywa
obiektyw aparatu i czmycha rzekłabym w popłochu być może cytując, pod wąsami
wspomnianego już Napoleona, iż „największe
zwycięstwo nad kobietą to… uciec od niej” :)
I jak tu nie kochać tych łobuziaków :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz