środa, 5 czerwca 2013

Mali wędrowcy

Czasem  podopieczny, którego tyle lat dokarmialiśmy, leczyliśmy, głaskaliśmy, martwiliśmy się w zimie, czy jest mu ciepło w piwnicy a gdy jest ulewa to czy zdążył umknąć pod jakiś daszek odchodzi. Ale odchodzi nie tak dosłownie w sensie umiera, tylko po prostu znika. Na początku są poszukiwania, nawoływania, telefony do innych karmicieli, które stopniowo przechodzą już tylko w wypatrywanie w porze karmienia czy może z oddali przybiegnie ten nasz futerkowy towarzysz. Tak było z wieloma kotami, którymi się opiekowałam.Tak było tez z Monisią ( na zdjęciach poniżej ), która zwana jest także na osiedlu Mamonką ( nigdy nie miała swoich młodych i zawsze opiekowała się małymi osiedlowymi kotkami ). Monisia jest najstarszym wolno żyjącym kotem jakiego znam - ma już 18 lat i dwa lata temu po prostu zniknęła, by przedwczoraj tajemniczo niczym króliczek z kapelusza magika pojawić się przy domku i głośno domagać się jedzenia. Nie macie pojęcia jak bardzo mnie to ucieszyło - żyje :), poznaje mnie, domaga się głaskania i chrupek z Royala :) Kochana staruszka Monisia :) Wczoraj z kolei spotkałam na swojej drodze kotka Supełka, którego również nie widziałam chyba z rok. Jego historia również jest smutna - urodził się w pewnym garażu, jego mama zginęła pod kołami samochodu, a braciszek nie przeżył zapalenia płuc. Kotek znalazł schronienie i opiekę w naszej kociej budce, ale pewnego dnia również zniknął, by wczoraj pojawić się na mojej drodze :) Również mnie poznał, zjadł saszetkę Kit - ekata i pobiegł w swoją stronę. No ale to co mi zmalowały PIXI oraz DIDI ( bez ząbków ) to już przechodzi wszystko. Koteczki pewnego dnia zaginęły w dwójkę. Szukało ich pół osiedla, a nawoływaniom nie było końca. Wszyscy byliśmy zrezygnowani... Ja nie traciłam jednak nadziei i wybrałam się na poszukiwania nocą, kiedy jest już cicho i spokojnie. Okazało się, że te małe łobuziaki spały sobie spokojnie w garażu mojego sąsiada i dopiero kiedy zgłodniały zaczęły miauczeć w niebogłosy :) Na szczęście teraz nawet boją się podejść do tego garażu :) Dziękuje wszystkim, którzy przypadkowo spotkali jakiegoś kota na swojej drodze, dali mu schronienie i trochę mleka, być może był to mój podopieczny, lub innego karmiciela, który teraz wypatruje swojego zaginionego towarzysza, a Wy pozwalacie mu przetrwać:)
MONISIA vel MAMONKA

SUPEŁEK
MONISIA vel MAMONKA
PIXI
DIDI


3 komentarze:

  1. Jakie piękne te historie... Szczęśliwie zakończone powrotem kotów... :D. Gratuluję. Wiesz, ja już sobie kilka razy obiecywałam, że z domu wychodzę z zaszetką, ale... zapominam i później żałuję. Może się po tym wpisie już zmobilizuję!.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ala Koty Katowic5 czerwca 2013 11:11

    Ja zawsze chodze z saszetką i woreczkiem chrupek. W Katowicach wszyscy mnie znaja, że pod dworcem, albo w jakimś klombie z kwiatami karmie napotkane koty :) Sprawia mi to radość :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak fajnie, że się odnalazły. Ciekawe, gdzie były tyle czasu?
    Penie, ktoś im pomógł :)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń